Wernisaż wystawy poplenerowej – BWA w Pile, 19.02.2016 r.
Andrzej Zygmuntowicz (z katalogu wystawy)
Artyści niemal od zarania dziejów łączyli się w grupy ludzi współpracujących ze sobą, ale też trochę konkurujących między sobą. Jednym z istotnych elementów służących tworzeniu wzajem- nych relacji były i dalej są plenery. Spotkania pozwalające tworzyć, rozmawiać, ścierać się, podglądać nad czym i jak pracują inni, by w tyglu różnych postaw szukać nowej energii i nowych pomysłów do własnej twórczości.
Dziś, w czasach wielkiej konkurencji i wielkiego indywidualizmu, a może nawet egoizmu, które wyraźnie widoczne są w życiu społecznym, plener pełni dodatkową funkcję scalania jednostek, zamkniętych w swoich światach, w chwilową wspólnotę, tworzącą pewnego rodzaju komunę skupioną na tym samym celu. I choć różnice postaw bywają widoczne, a także różnice temperamentów i sposobów bycia, to wszystkich łączy praca, często nad tym samym tematem. Pilskie Biuro Wystaw Artystycznych zaprosiło grupę artystów z różnych dyscyplin na plener do Człopy w Puszczy Drawskiej, niewielkiego miasta nad jeziorami wśród grzybnych lasów. Wszystkim zaproponowano jako temat przewodni – Ślad.
Ślad to coś, co zostawiamy, będąc gdziekolwiek i kiedykolwiek, to coś, co pozostaje po bliskich, po życiu, po przejściach, po zdarzeniu, po chwili wielkiej i małej, po obecności kogoś lub czegoś. Zostawiamy ślady – znaki naszej wędrówki przez życie, przez świat, przez bycie wśród innych. Często robimy to nieświadomie, niechcący, niezauważenie. Pomijamy je jako nieistotne drobiazgi, jako krótkie migawki bez większego znaczenia. Może i coś się zdarzyło, ale niewarte jest pamiętania. A ślad po zdarzeniu jednak pozostaje. Ktoś trafia nań i po swojemu odczytuje. Wyobraźnia, wiedza i doświadczenie pobudzają do zinterpretowania śladów, na które się natrafia. Są też tropiciele śladów wszystkiego i wszystkich. Niewinne przygody mogą być całkiem inaczej zobaczone przez obdarzonych szczególnie intensywną wyobraźnią, a trafiających na pozostawione przez nas znaki. Wędrując po śladach, niczym po nitce do kłębka, nie zawsze dojdziemy do końca, gubimy się, bo nitka bywa poprzerywana, ślady przestają być czytelne, nie wiadomo dokąd prowadzą. Wtedy otwierają się bramy wyobraźni. (…)
Tomasz Barczyk w swoich grafikach zajął się relacjami między odczytywalnymi znakami, jakimi są elementy składowe tekstu, a znakami mniej oczywistymi, jakimi są elementy czysto graficzne – linie, punkty i kształty. Litera, słowo, zdanie od naszych najmłodszych lat przedstawiane są nam jako przynależne do pisma i bliżej im do dźwięku, ukrytego pod zbiorem logicznie połączonych liter, niż do czytelnej lub nieoczywistej grafiki. W pracach Barczyka pisanie staje się rysowaniem, zgodnie z tradycją usiłujemy to pisanie odczytać, co jest możliwe, ale równolegle ciągi liter stają się grafiką. Spotykanie się tego, co werbalne, z tym, co widzialne, niepokoi, bo miesza dwa obszary rzadko będące ze sobą tak blisko.
fot. Krzysztof Madera